Bądźcie piękni i nie lękajcie się

Na temat Ja i mój rozwój

Diety, kosmetyki, moda, operacje plastyczne to oręż w toczącej się wojnie, a jej front - czy tego chcemy, czy nie - przebiega przez nasze ciała. O co toczy się ten bój? Kto w nim zwycięża? I dlaczego wszyscy po części jesteśmy tego szaleństwa ofiarami?

Zajrzyjmy na dowolny portal internetowy. Dowiemy się, kto chudnie, a kto – o zgrozo! – przytył. Kto powiększył sobie piersi. Kto, gdzie i za ile kupił nową sukienkę. Kto ma najdłuższe na świecie nogi, a kto najpiękniejsze pośladki. Słowa „piękny”, „piękna”, „piękne” odmieniane są przez wszystkie przypadki. Tu piękna mistrzyni sportu, tam piękna narzeczona futbolisty. Tu piękna aktorka, tam najprzystojniejszy mężczyzna świata. Tu przepis na odchudzanie, a tam na zdrową cerę. Tu jak dbać o piersi, żeby były ponętne, tam o urzekającym dekolcie. Tu zjawiskowo szczupła figura, a tam „kaloryfer”, i to jaki.

Pójdźmy do pierwszego lepszego kiosku i popatrzmy na okładki czasopism. Atak klonów – twarz w twarz (bo na okładkach są prawie wyłącznie twarze) śliczna i… taka sama, choć podpisana różnymi nazwiskami.

Zatrzymajmy się w pobliżu gabinetu medycyny estetycznej, a zobaczymy zbiegające się z różnych stron jak mrówki osoby, które pragną korekty urody i nie szczędzą na to pieniędzy. Obserwując je, możemy mieć zajęcie na długo.

Życie towarzyskie w SPA

Kiedy słuchaczom wypełniającym dużą salę wykładową zadałem pytanie: „Kto nie odchudzał się ostatnio, teraz się nie odchudza i nie planuje odchudzać się w najbliższym czasie?”, nieśmiało podniosła się jedna ręka! Przejaw dużej odwagi – pomyślałem.
Bycie pięknym stało się nie tylko tematem rozmów towarzyskich, ale też terenem zmagań i poradnic[-]twa. Jak schudnąć, jak odmłodnieć, jak wyprostować zmarszczki, jak mieć więcej włosów na głowie, a mniej na pozostałych częściach ciała. Diety, maseczki, depilacje – o tym mówimy częściej niż o pogodzie. SPA jako centrum życia towarzyskiego. Miliony wydawane na kosmetyki, modne stroje, odchudzające suplementy diety i tak dalej.

Zainteresowanie urodą, koncentracja na wyglądzie przybierają – coraz wyraźniej to widać – formy obsesyjne. Przy czym jedni deklarują swoje obsesyjne zainteresowanie, inni obsesyjnie temu zainteresowaniu zaprzeczają. Słyszę na przykład, jak młoda, wiotka i urodziwa kobieta twierdzi, że gardzi całym tym „opakowaniem” i naśmiewa się z chorobliwego zamiłowania do urody, a tymczasem co rusz wspomina: a to o depilacji, a to o rzęsach zagęszczanych i przedłużanych, a to o manikiurze, o stopach najpiękniejszych, to znów o masażu rollerem, o dodającej wdzięku lordozie lędźwiowej, która tak ładnie uwydatnia pośladki. I cały czas pomstuje na tych, co skupiają się na „opakowaniu”. Jedni, jak widać, dbają o urodę z entuzjazmem, inni z obrzydzeniem. Ale dbają.

Sufit niezadowolenia

Niezależnie od tego, jak naprawdę wyglądają, jedni są zadowoleni ze swojego ciała, inni nie. Przeważają niezadowoleni. Ponad 80 procent kobiet nie akceptuje swojego wyglądu, dane dotyczące mężczyzn wahają się od 20 do 60 proc. Jak pokazują wyniki uzyskane przez dr hab. Alicję Głębocką, psychologa klinicznego i społecznego z Krakowskiej Akademii, niezadowolenie z wyglądu osiąga poziom sufitu. Prawie wszystkie kobiety i prawie wszyscy mężczyźni albo są niezadowoleni z wyglądu ogólnie całego ciała, albo jakiejś ważnej jego części.

Nie jest to zaskakujące, jeśli zważymy na dwie rzeczy: na nachalną propagandę wyśrubowanych standardów urody, które mogą być spełnione przez drobną jedynie część populacji, oraz na naturalną skłonność do porównań społecznych. Porównania ze standardem wypadają prawie zawsze na naszą niekorzyść. Tymczasem jak pokazały Alicja Głębocka i Anna Hełka w tekście „The contents and photos in popular women periodicals – do they only concern with a promotion of a beauty?” ( Czy teksty i zdjęcia w popularnych kobiecych czasopismach promują tylko piękno?), w czasopismach publikuje się niemal wyłącznie zdjęcia atrakcyjnych fizycznie kobiet, w każdym razie tylko takie trafiają na okładki. Mało tego, te wizerunki zdecydowanie atrakcyjnych pań są jeszcze komputerowo upiększane. Nic dziwnego, że porównania z nimi zawsze dają niekorzystny dla Ja wynik. Porównania z innymi w tak zwanym realu także często bywają niekorzystne. Do tego dochodzą porównania wstecz, z sobą sprzed lat – w ich efekcie odkrywamy ślady upływu czasu i oznaki starzenia się.

Niepokojące, że liczba osób niezadowolonych ze swojego wyglądu systematycznie rośnie, a granica ich wieku przesuwa się w dół. U dziewcząt zjawisko to pojawia się już około 6. roku życia i gwałtowanie nasila się w okresie dojrzewania. Niezadowolenie oznacza koszty psychologiczne, często długotrwałe. U osób bardzo młodych, w okresie adolescencji, najczęstszym kosztem jest frustracja i tendencja do nastrojów depresyjnych bądź poszukiwanie kontrstandardów. Wtedy też zaczyna się obsesyjne dbanie o wygląd, np. obsesyjne odchudzanie, uciekanie się do restrykcyjnych diet i wspomagających zmiany suplementów diety, a także częste (zbyt częste?) zabiegi depilacyjne. Około 20. roku życia pojawiają się tendencje do aktywnych prób modyfikacji wyglądu, na przykład niechirurgicznych korekt (botoks, powiększanie ust, odsysanie tłuszczu), a także chirurgicznych zabiegów modyfikujących ciało, na przykład bodaj najbardziej rozpowszechniony obecnie zabieg korygowania (na ogół powiększania) piersi. Prostym uzasadnieniem tych prób jest pragnienie bycia ładniejszym/ładniejszą. Jak gdyby uroda była celem samym w sobie.

Obowiązek bycia urodziwym

Tymczasem wszystko wskazuje na to, że nie jest. Okazuje się bowiem, że procesem korygowania urody rządzi zasada dodatniego sprzężenia zwrotnego. Im więcej, tym jeszcze więcej. Najczęściej klientkami gabinetów medycyny estetycznej są kobiety w wieku od 20 do 35 lat, o urodzie ponadprzeciętnej. Co więcej, według opinii specjalistów z zakresu medycyny estetycznej, zabiegi korekcyjne są często powtarzane i w miarę upływu czasu stają się coraz bardziej radykalne. Wygląda na to, że pewna grupa osób niezadowolonych z własnego wyglądu doświadcza tej dyssatysfakcji chronicznie i z coraz większym nasileniem. Mamy więc do czynienia ze szczególną formą (być może nieadaptacyjną) kierowania własnym rozwojem. Ten mechanizm w przypadku mężczyzn częściej dotyczy pracy nad mięśniami i nieraz prowadzi do zdumiewających deformacji sylwetki.

Z drugiej strony są ci – nieliczni – zadowoleni z wyglądu. Pojawia się pytanie: skąd bierze się ich zadowolenie? Wydaje się, że wskazać można na trzy źródła. Po pierwsze, na nieznajomość lub lekceważenie lansowanych standardów i kierowanie się standardami wewnętrznymi, indywidualnymi. To pewien rodzaj indyferentyzmu względem urody. Po drugie, bierze się to ze skutecznego un...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI