Być sobą czy grać siebie?

Na temat Otwarty dostęp Ja i mój rozwój

Zaprojektuj siebie – zachęcają poradniki, specjaliści od kreowania wizerunku, mówcy motywacyjni. Przekonują, że jeśli czegoś naprawdę pragniemy, to możemy przejść metamorfozę, stworzyć siebie i być tym, kim chcemy... Czy rzeczywiście można wymyślić siebie od nowa i, jak w Photoshopie, poprawić obraz swej osobowości? Jakie pułapki kryją się w takim podejściu?

 

 

Nieustannie słyszymy zachęty do stwarzania siebie (na wzór i podobieństwo swoje) i do tego, aby „wszystko wziąć w swoje ręce”, że „wystarczy chcieć”, albo że „możesz być takim, jakim zechcesz”. Wciąż powtarzane, nie mogą pozostawić nas obojętnymi. Jedni w odpowiedzi wpadają w zachwyt, inni przeżywają rozterki. Pół biedy, jeśli takie zachęty pochodzą od amatorów – choć w dobrej wierze nie liczą się z rzeczywistością, obce są im ograniczenia, to jednak nie pretendują do roli fachowców. Gorzej jest z wszelkiej maści zawodowymi (?) doradcami i coachami, bo ci powiedzą nam wszystko, co chcemy usłyszeć, a w każdym razie to, na czym można dobrze zarobić. Zjawisko szerzy się epidemicznie, w niektórych kręgach posiadanie przybocznego coacha należy już do dobrego tonu. Czy rzeczywiście możemy być tym, kim chcemy? Czy to prawda, że można – ot tak sobie – być sterem, żeglarzem i okrętem?

Na początku były mity Abrahama Maslowa
Po drugiej wojnie światowej nastąpił wyraźny zwrot w psychologii światowej. Ukształtowały się dwa silne i niekoniecznie zgodne ze sobą nurty. Pierwszy z nich nawiązywał do logistycznych wyczynów dokonanych podczas wojny – projektu Manhattan, operacji w Normandii, szturmu na Berlin i wielu innych. Pojawiały się pytania, jak funkcjonuje ludzki umysł, który potrafi poradzić sobie z takimi wyzwaniami, jak radzi sobie ze sprzecznościami, jak radzi sobie z ogromem danych? Ten poznawczy nurt w psychologii za przewodników miał trójkę znakomitych psychologów: Ulrica Neissera, Fritza Heidera i Leona Festingera.

Nurt drugi nawiązywał do doświadczeń okrucieństwa i barbarzyństwa wojny, a także do dyskusji na temat natury ludzkiej – dobrej lub złej, stałej lub zmiennej, miłującej wolność lub pragnącej niewoli i posłuszeństwa itd. To wielka zasługa Carla Rogersa i Abrahama Maslowa – ojców psychologii humanistycznej. Podstawowa idea, jaka pojawiła się w tym kręgu, to przekonanie, że ludzie z natury są dobrzy, że pragną rozwoju i mają szanse na rozwój oraz że wolność jest warunkiem koniecznym podejmowania prób intencjonalnej samorealizacji.

Współtwórcą wielu idei humanistycznych, które wywarły wielki wpływ na psychologię drugiej połowy XX wieku, był Abraham Maslow – postać niezwykle ciekawa, bo stworzył koncepcje (a niektórzy powiadają: mity), które były uogólnieniem jego własnego życiorysu. Sam Maslow był zatem modelowym człowiekiem własnej koncepcji. Pośród różnych składników psychologii humanistycznej przez niego proponowanej, dwa zasługują na największą uwagę: powszechnie znana koncepcja hierarchii potrzeb, skrajnie niezgodna z wiedzą psychologiczną (ale popularna do dzisiaj, zwłaszcza w kręgach biznesowych) i towarzysząca jej koncepcja samourzeczywistnienia. Wedle tych koncepcji po osiągnięciu pewnego poziomu zaspokojenia potrzeb niższego rzędu (na przykład biologicznych, potrzeby bezpieczeństwa lub szacunku), przychodzi czas na samoaktualizację, na zaplanowanie siebie samego i realizację tego planu. Niedługo po pojawieniu się tych koncepcji Bruno Bettelheim, psychoanalityk, psycholog i psychiatra, na podstawie obserwacji zachowań więźniów obozów koncentracyjnych (sam był więźniem Dachau i Buchenwaldu) wykazał nadogólność i nietrafność wspomnianych tez. Okazuje się, że pomysł Maslowa jest wprawdzie elegancki, ale niezbyt zgodny z danymi empirycznymi. Nie zmienia to faktu, że idea samorozwoju, samorealizacji, planowej zmiany – jakkolwiek to nazywać – pozostała jednak obecna w przestrzeni społecznej i nic nie wskazuje na to, by miała szybko stracić na znaczeniu.

Mit drugi: pozytywne myślenie
Lata temu znakomity wrocławski grafik Eugeniusz Get-Stankiewicz wyprodukował naklejkę samoprzylepną na ubranie, która – gdy podeszło się do lustra – ukazywała ukryty wcześniej tekst: „Jestem piękny i mądry”. Cóż lepszego można o sobie pomyśleć? Oto esencja pozytywnego myślenia.
Nie wiadomo, gdzie i kiedy był początek jednej z najbardziej nośnych idei praktycznej psychologii – idei stay positive. Myślę jednak, że jest to stary pomysł. Od wczesnego dzieciństwa zewsząd słyszałem: „jeśli czegoś bardzo chcesz, to na pewno to zdobędziesz”, „jeśli tylko wierzysz w powodzenie, na pewno się uda” i tym podobne.
Na koncepcję pozytywnego myślenia składają się w istocie dwa zjawiska. Pierwsze z nich to zdolność do przekonania siebie samego, że podejmowane działania przyniosą oczekiwane rezultaty, czyli że będzie to, czego pragniemy. Drugie to przekonanie, że za pomocą procesów mentalnych można przekształcić obraz danych zdarzeń czy faktów z negatywnego na pozytywny. Krótko mówiąc, jeśli wiemy, czego chcemy, i jeśli chcemy, żeby było dobrze, to – dzięki pozytywnemu myśleniu – będzie dobrze.

Idea pozytywnego myślenia należy do takich ponętnych wytworów ludzkiego umysłu, którym – znowu – w najmniejszym stopniu nie przeszkadza sprzeczność z faktami. Prace amerykańskiego psychologa Neila D. Weinsteina nad nierealistycznym optymizmem, prace polskiego psychologa społecznego Dariusza Dolińskiego nad tak zwaną orientacją defensywną czy prace Gabriele Oettingen nad wartością pozytywnego myślenia w motywacji od dawna nie pozostawiają żadnych wątpliwości – koncepcja to nader podejrzana. Popatrzmy na badanie przeprowadzone przez profesor psychologii Gabriele Oettingen z New York University. Wyniki, jakie uzyskała, są zastanawiające i zasadniczo sprzeczne z koncepcją pozytywnego myślenia: odchudzające się kobiety, które myślały pozytywnie, nie schudły wcale, natomiast kobiety, które skłoniono do myślenia negatywnego, schudły średnio kilkanaście kilogramów. Co więcej, te ostatnie po upływie sześciu miesięcy w większości utrzymały swoją nową wagę. Interesujący jest jednak inny efekt, który odnotowano przy okazji: osoby, które myślały pozytywnie, były w dobrym nastroju – o wiele lepszym niż osoby myślące negatywnie. Ten eksperyment pokazuje kilka rzeczy. Po pierwsze, że myślenie pozytywne może być substytutem wyniku działania – sukces można, jak się okazuje, skonsumować w wyobraźni. Po drugie dowodzi, że strategiczny pesymizm okazał się motywacyjnie korzystnym zabiegiem. Po trzecie okazuje się, że jeśli chcemy mieć dobry nastrój, to wystarczy myśleć pozytywnie, ale jeśli chcemy osiągać wyniki w podjętym zadaniu – wówczas pesymizm strategiczny i myślenie negatywne są rozwiązaniem znacznie bardziej pragmatycznym.

Mit trzeci: wystarczy chcieć
Potoczne koncepcje motywacji ludzkiego działania, wedle których wystarczy chcieć, przywodzą na myśl bohatera niezapomnianej mikropowieści Sławomira Mrożka Moniza Clavier. Potrafił on osiągać pożądane wyniki przez natężanie się. Wprawdzie nie miał słuchu muzycznego i śpiewać nie potrafił, ale jak się natężył, to przy barze w wiejskiej knajpie zaśpiewał bez fałszu tenorem. Wprawdzie nie...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI