Co stracić, by zyskać wolność

Na temat Ja i mój rozwój

Rodzimy się nadzy, całkowicie odsłonięci - wolni. Jednak z każdym dniem krępuje nas coraz ciaśniejszy gorset ocen, nakazów i zakazów. Nasze ramiona zamykają się, odcinają drogę do serca. Więzimy się w klatce ofiary, by odpowiedzialnością za porażki obarczać innych. Uciekamy od wolności, wciąż marząc o niej. Czy to marzenie może się spełnić?

Matka Teresa w spodniach, duchowy „wywrotowiec”, drugi Kopernik, wolny człowiek. Tak o nim mówią. Już jako trzynastolatek wiedział, czego chce od życia – wstąpić do marynarki wojennej. Przygotowująca do służby szkoła mieściła się po drugiej stronie Atlantyku, w którego wodach czyhało czterysta niemieckich łodzi podwodnych. Jego ojciec, przyszły generalny gubernator Kanady, nie zamknął syna w domu, by uchronić go przed niebezpieczeństwem. „Ojciec powiedział tylko, że mi ufa. A skoro on mi ufał, to i ja mogłem sobie zaufać i wziąć odpowiedzialność za wybór, którego dokonałem”.

Ufał sobie i brał odpowiedzialność za każdy ze swoich licznych i tak odmiennych wyborów życiowych. Jean Vanier – oficer kanadyjskiej marynarki wojennej, podróżnik, niedoszły ksiądz, pustelnik, filozof i wreszcie twórca działającej na całym świecie Wspólnoty Arki, która zrewolucjonizowała myślenie o miejscu osób upośledzonych w społeczeństwie. Vanier zabrał niepełnosprawnych umysłowo z zamkniętych zakładów do małego domu w Trosly pod Paryżem, domu bez krat w oknach, w którym drzwi i furtka zawsze były otwarte. Dał im wolność? Nie, oni już byli wolni – wewnętrznie... To on dzięki nim przeszedł „z niewoli do wolności”, jak sam podkreśla w książce Odkryć nasze człowieczeństwo. „Zacząłem się wtedy uczyć czegoś więcej, czegoś, co dotyka samej naszej istoty, co ukryte jest w głębi naszego bytu, tej świętej i tajemniczej części nas samych, jaką jest nasze serce. (...) Moi przyjaciele obudzili we mnie serce. Dzięki nim stałem się pełnym człowiekiem”.

Wolontariusze zjeżdżający z całego świata do pierwszego domu Arki już po kilku dniach pobytu mówią o doświadczeniu niezwykłej lekkości, uwolnienia, prostoty dzieciństwa... Co widzą w wolnych sercach ludzi, którzy tam mieszkają? Jak można dotrzeć do serca własnej wolności?

Moje cudze chcenia
Człowiek rodzi się z zaciśniętymi piąstkami, jakby chciał powiedzieć: cały świat jest mój. A umiera z otwartymi ramionami, jakby mówił: popatrzcie, niczego ze sobą nie zabieram..., napisano w Talmudzie. Rodzimy się nadzy, całkowicie odsłonięci – wolni, wszystko przed nami i my przed wszystkim. Ale z każdym dniem zaciskamy piąstki coraz mocniej i coraz więcej z tego świata przygarniamy do siebie, bo słyszymy zewsząd: „musisz to mieć”, „stań się tym i tym”, „bądź taki i taki”, „powinieneś to mieć”, „jesteś tego wart”. Przygarniamy piąstkami jak najwięcej gadżetów, rzeczy, wrażeń. Tysiące znajomych na portalach społecznościowych, kolejne kursy doskonalące i warsztaty rozwojowe. I choć ciągle więcej i lepiej, to jednak czujemy, że ręce mamy związane, bo coraz większa presja i zobowiązania, że więzi nas coraz ciaśniejszy gorset ambicji i oczekiwań – cudzych i własnych, które często stapiają się, utrudniając rozpoznanie, co jest naszym prag[-]nieniem, a co nie naszym.

Znany brytyjski psychoanalityk Donald W. Winnicott nazywał to iluzją, maską dla tego, kim się naprawdę jest. Iluzja ta według niego prowadzi do powstania fałszywego „ja” (patrz słowniczek). Doświadcza jej na przykład dziecko nieakceptowane przez rodziców. Nieświadomie uczy się zachowywać tak, by zyskać ich uwagę, miłość, docenienie. Robi to, co chcą rodzice, staje się takie, jakim oni chcą je widzieć. I uznaje cudze pragnienia za swoje, coraz bardziej tracąc kontakt z tym, co własne, autentyczne.

Pustka ażurowych ludzi
Psychologowie przyznają, że podczas terapii klienci, którzy utracili kontakt z własnymi pragnieniami i potrzebami, często mówią o poczuciu pewnego uwięzienia. Wydaje im się, jakby znajdowali się za jakąś ścianą, szybą, oddzielającą ich od prawdziwego życia i od ich własnych uczuć. Jedyne, co odczuwają, to własna nijakość i pustka. Psychoterapeutka Jolanta Sokół--Jedlińska w książce Duchowość na co dzień pisze, że owa pustka wskazuje na poddanie się tyranii wewnętrznej, trudnej do rozpoznania, bo wydaje się głosem i prawem naszego „ja”. Stajemy się więźniami tej tyranii, jeśli „zasadniczym kryterium wyborów jest nasza korzyść, przyjemność lub choćby tylko unikanie przykrości. Tak naprawdę jesteśmy w niewoli włas[-]nych pragnień, pożądań, kaprysów, lęków, zmiennych i wciąż nienasyconych. Idąc za nimi, szybko popadamy w rozmaite konflikty – z innymi lub z sobą”.

O ludziach doświadczających pustki pisze również psycholog i psychoterapeuta Piotr Fijewski – określa ich wręcz jako „ażurowych ludzi”, których pustka jest efektem luk w doświadczeniach budujących „ja”. „Ażurowy człowiek doznaje poczucia wydrążenia, uczucia głodu i zapotrzebowania na coś, co nie daje się określić ani nazwać. Ma silną potrzebę uzupełnienia tych luk, stałe zapotrzebowanie na doświadczanie, aby zapełnić pustkę. Chce wziąć ze świata i wbudować w siebie to, czego nie dostał w niemowlęctwie”, pisze Fijewski w Tajemni[-]cy pustki wewnętrznej, i zaznacza, że każdy z nas ma „ja” mniej lub bardziej ażurowe. Jakie są cechy owej ażurowości?

Ciągłe nienasycenie (potrzeba jedzenia, seksu, innych doświadczeń), niepewność własnego istnienia (człowiek ażurowy źle znosi samotność i ciszę, bo może wtedy pomyśleć, że tak naprawdę nie ma go), postrzeganie własnego ciała jako obiektu zewnętrznego i nieodczuwanie kontaktu z własnym ciałem (ciało rządzi się swoimi prawami, ażurowy człowiek boi się własnego ciała, bo czuje, że jest poza jego kontrolą), bycie obserwatorem i rejestratorem tego, co dzieje się na zewnątrz oraz tego, co wewnątrz (ciało, emocje, myśli).

Szczególnym sposobem na wypełnienie tej psychicznej pustki jest „zniewolenie lustrami”, którymi są inni ludzie – jestem, jeśli widzę swoje odbicie w lustrze, jeśli ludzie na mnie reagują. Żeby zobaczyć swoje wyraźne odbicie, ażurowi ludzie są gotowi wywołać afery, skandale, wikłać się w konflikty i knuć nieprawdopodobne intrygi! W efekcie prowadzą jedną z najtrudniejszych wojen – przeciwko samemu sobie. W Liście do przyjaciół Jean Vanier przywołuje Atenagorasa, patriarchę Konstantynopola, który o swoich zmaganiach z pustką mówił tak: „Prowadziłem taką wojnę przez wiele lat. To było straszne. Trzeba się rozbroić...”.
 

Jak siebie widzisz?

Niewielu z nas naprawdę zna siebie. Nie wiemy, co lubimy i czego nie lubimy, uważa prof. Philip G. Zimbardo i proponuje kilka ćwiczeń pomagających odkryć, jak postrzegamy siebie. I. Narysuj siebie. Może to być rysunek symboliczny lub dosłowny, w ubraniu lub nago, całej postaci lub tylko twarzy. Przyjrzyj się mu i zastanów, czy wypełniasz całą przest...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI