Czekając na szóste słońce

inne Praktycznie

Pojechałam do Meksyku szukać Boga, a znalazłam człowieka. Wierzę w ludzi, w dobro międzyludzkie. Wierzę, że jeśli Bóg istnieje, to jest w tej niewielkiej przestrzeni między nami.

MAGDA BRZEZIŃSKA: Pojechała Pani do Meksyku poszukać Boga. I? Znalazła go Pani?
OLA SYNOWIEC: Podróż do Meksyku dużo mi dała duchowo. Uzmysłowiła mi, że istnieje coś poza tym widzialnym światem. Coś większego, niepojętego. Pojechałam szukać Boga, a znalazłam człowieka. Wierzę w ludzi, w dobro międzyludzkie, wierzę w to, że możemy zmieniać świat na lepsze. Bardzo utożsamiam się ze słowami bohaterki filmu „Przed wschodem słońca”: „Wierzę, że jeśli istnieje jakiś Bóg, to nie w żadnym z nas. Nie w tobie, nie we mnie, lecz w tej niewielkiej przestrzeni pomiędzy nami”.
Moja rodzina nie jest zbyt religijna. Owszem, jesteśmy wierzący, refleksyjni, dyskutujemy o sprawach duchowych, ale nigdy nie byliśmy zbyt katoliccy. Mój pradziadek, ojciec babci, przez całe życie szukał, przez pewien czas był świadkiem Jehowy, czytał filozofów – a był prostym człowiekiem, rolnikiem. Czuję, że to poszukiwanie wyniosłam po trosze z domu.

Przeszła Pani standardową edukację religijną w polskiej szkole?
Tak, miałam religię w szkole, ale formuła tych zajęć nie odpowiadała mi. Teoretycznie można było na nią nie uczęszczać, ale w małych miejscowościach nie było to dobrze widziane. Pamiętam, jak zadano nam pracę domową: „Dlaczego wierzę?”. Bardzo się do tego przyłożyłam: napisałam z serca, pięknie, a dostałam jedynkę, bo chodziło o to, żeby spisać gotowe formułki z katechizmu.
Po tym zdarzeniu mama pozwoliła mi nie chodzić na religię.
Ostatnio dużo rozmawiam z dziećmi znajomych, które chodzą na religię czy etykę i widzę, że te zajęcia mogą być naprawdę fajnie prowadzone, jeśli uczy się na nich empatii, życia z innymi ludźmi. Uważam, że te aspekty są ważne nie tylko w przygotowaniu się do życia w społeczeństwie, ale też w rozwoju duchowym każdego z nas. Bo duchowość rozumiem przede wszystkim jako zdolność i gotowość do prawdziwego spotkania z drugim człowiekiem, a nie wkuwanie na pamięć cytatów z papieskich encyklik.

W Meksyku dzieci też uczą się religii w szkole?
Nie, szkoły są świeckie. Są też szkoły katolickie, prywatne, ale w powszechnych, państwowych, nie ma lekcji religii. Rozdział Kościoła od państwa w Meksyku jest rzeczywisty. Na każdym kroku widać, że Kościół nie może ingerować ani w edukację, ani w politykę. Nie ma tak silnego wpływu na decyzje moralne dotyczące na przykład aborcji czy małżeństw jednopłciowych – Kościół ma tutaj niewiele do gadania. W informacjach czy programach telewizyjnych w Meksyku rzadko pojawiają się księża, a jeśli już, to wypowiadają się na tematy związane z wiarą, sacrum, a nie z kwestiami społecznymi, politycznymi, moralnymi. Mam wrażenie, że gdyby jakiś obcokrajowiec interesował się Polską, tak jak ja Meksykiem, to szybko by się zorientował, którzy księża są w Polsce ważni, znani, potrafiłby wymienić kilka nazwisk przewijających się w mediach. Choć mieszkam w Meksyku od siedmiu lat, nie potrafię wymienić żadnego takiego miejscowego księdza. Oczywiście znam kilku księży z mojej okolicy czy opata bazyliki Guadalupe, ale to nie są nazwiska z wiadomości. Paradoksalnie większą siłą i wpływem społecznym mogą pochwalić się tam protestanci, którzy mają nawet własną partię polityczną. W ostatnich wyborach koalicja, w skład której wchodzi partia protestancka, zdobyła większość.

Namieszała mi Pani w głowie. Meksyk kojarzył mi się jako jeden z najbardziej katolickich krajów na świecie, ostoja katolicyzmu. Po przeczytaniu Pani książki mam obraz bardzo zróżnicowanego kraju, również w warstwie duchowej...
Choć katolicy stanowią ponad 80 procent meksykańskiego społeczeństwa, starałam się skupić na pozostałych 20 procentach i pokazać, jak Meksyk od katolicyzmu odchodzi, opowiedzieć o nowych wyz...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI