Licencja na dojrzałość

Na temat Ja i mój rozwój

W walce między młodością i starością najbardziej oberwała dojrzałość. Usunięto ją nawet z języka, zastępując pierwszą, drugą i trzecią młodością. A jednak przetrwała lata niełaski i właśnie wychodzi z ukrycia. Niełatwo ją rozpoznać, bo przez ostatnie dziesięciolecia bardzo się zmieniła. Dojrzałość nie jest już nudną i rozgoryczoną stagnacją, ale dynamiczną zdolnością do podążania za przemianami i wyzwaniami świata oraz własnymi pragnieniami i marzeniami... Kto dziś jest dojrzały, a kto tylko takim się wydaje?

Zastanawiasz się, jak kochają dojrzałe kobiety? Przeczytaj artykuł: Najlepsze jeszcze przede mną. Jak kocha dojrzała kobieta?

Jest piękną 25-letnią blondynką, ma polskie korzenie i imię idealne dla wokalistki: Melody. Największe jazzowe sławy zapraszają ją do wspólnego koncertowania, sprzedaż jej ostatniej płyty przekroczyła milion egzemplarzy. W opiniach krytyków muzycznych o Melody Gardot najczęściej przewija się jedno słowo: dojrzała. I rzeczywiście, wystarczy zamknąć oczy i zapomnieć o wieku tej piosenkarki i pianistki, by usłyszeć kobietę, która doświadczyła więcej niż niejeden starzec... Intensywny kurs dojrzewania przeszła w wieku 19 lat – w szpitalu, gdzie odratowano ją po koszmarnym wypadku (uderzył w nią samochód). Przez ponad rok leżała w gipsie i prawdopodobnie nigdy nie odzyska w pełni zdrowia: chodzi o lasce, cierpi z powodu potwornego bólu kręgosłupa i musi nosić ciemne okulary, bo po wypadku jest nadwrażliwa na światło.

Sama o sobie mówi, że czuje się, jakby miała dwa miliony lat, bo zawsze żyła intensywnie. Po jednym z koncertów do Melody podeszła dziewczyna i powiedziała: „Boże, ty masz w sobie dwadzieścia życiorysów. Jaka ty jesteś stara”, po czym usiadła i rozpłakała się, a Gardot na to: „Okay. Nie płacz”, i zaczęły się obie śmiać.
Subtelny, ciepły śmiech słychać na każdej płycie i na każdym koncercie Melody. Nie mogłaby funkcjonować bez poczucia humoru i dystansu do siebie, swoich ułomności i sukcesów. Za to świetnie żyje się jej bez telefonu komórkowego i adresu. Dociekliwi dziennikarze odkryli, że wokalistka nie mieszka ani w Nowym Jorku, ani w Filadelfii. Sprzedała dom, a najpotrzebniejsze rzeczy spakowała do dwóch walizek. Jak mówią współpracujący z nią muzycy „ona cała jest w drodze”.
Bycie w drodze to, zdaje się, klucz do dojrzałości Melody. Choć tyle przeżyła, ciągle powtarza, że wszystko przed nią. Czy bycie w drodze to dziś najlepszy przepis na dojrzałość? Taką dojrzałość, którą stać na śmiech mimo bólu?

Spacerowicz, włóczęga, turysta i gracz

Według socjologa Zygmunta Baumana, tradycyjna protestancka koncepcja życia jako pielgrzymki była możliwa jedynie w świecie uporządkowanym. W czasach ponowoczesnych cechą nas wszystkich staje się niespójność i zbieranie w jeden nurt wzorów, które nie dają się ze sobą pogodzić. Epizodyczność i wieloznaczność dają poczucie wolności i nieskrępowania, niewyczerpalnych szans, nieostatecznych klęsk. Ale brak pewności, co będzie jutro i brak zaufania do tego, co się zrobiło wczoraj, rodzi zamęt tożsamości. Oto cztery niewykluczające się modele życia: Spacerowicz – wytwór anonimowości dużych miast. Traktuje świat jak teatr, ulice jak scenę, przechodniów jak aktorów, sam zaś uważa się za reżysera sztuki. Życie jest dla niego grą, w której nikt nie jest tym, kim wydaje się być. Wszystko dzieje się na niby, człowiek człowiekowi jest ekranem. Włóczęga – wałęsa się bez celu, żyje niejako na stacji. Każdy stan traktuje jak przystanek, na którym długo nie zabawi. Nie wie, dokąd zaprowadzi go nieustanna wędrówka, ważniejszy niż cel jest sam ruch. Pociąga go niespełniona nadzieja, pogoń za odmianą. Żaden z postojów nie spełnia jego oczekiwań. Wie jedynie, od czego ucieka, ale nie wie, ku czemu zdąża. Świat jawi się włóczędze jako zbiorowisko szans, żadnej nie warto przegapić. Turysta – opuszcza dom w poszukiwaniu wrażeń. Wrażenia i opowieści o nich to jedyny łup, z jakim wraca. Szuka nowych doświadczeń, czegoś, czego dotąd nie widział. Nie jest bezdomny jak włóczęga, dom pozostaje dla niego punktem odniesienia (jako miejsce postoju, a nie gniazdo rodzinne). W obcych stronach czuje się bezpiecznie, bo ma dokąd wracać. Płaci i wymaga. W podróży nigdzie nie zapuszcza korzeni, przygląda się jedynie. Wszystko w podróży dzieje się na marginesie prawdziwego życia. Gracz – sądzi, że zasadą tego świata jest ryzyko. Życie jest serią walk. Chodzi o to, by wygrać. Cokolwiek robi, służy to wygranej. Porażka nie jest ostateczna, można jeszcze raz spróbować się odegrać.

Zdolni do zmiany
Może byś tak wreszcie dojrzała?! Nie zdecyduję się na dziecko z niedojrzałym facetem! – takie wymówki padają często w kłótniach trzydziesto-, a nawet czterdziestolatków. Są prezesami firm, kierują dużymi projektami i zespołami, osiągnęli sukces, założyli rodziny. Mają wszystko, ale czegoś im brak, jakby trawiła ich jakaś niewidzialna choroba. Choć mają na sobie najlepsze garnitury i modne garsonki, czują się ciągle jak chłopcy w przykrótkich spodniach i dziewczynki w sukienkach komunijnych. „Nie ma już dorosłych, zniknęli jak przejściowe pory roku i świetliki nad polami. Wszędzie widać tylko dzieci i ludzi starszych. Przy czym dzieci zachowują się jak dorośli (bo często muszą rozstawać się z dzieciństwem zbyt wcześnie), a dorośli jak dzieci. (...) Dojrzałość ich przeraża, bo jest dla nich przejawem konformizmu i utraty tożsamości, wynikających ze zgody na zwykłą rzeczywistość, z której nie są zadowoleni”, taką diagnozę w książce Niedojrzałość. Choroba naszych czasów stawia włoski eseista Francesco M. Cataluccio. I zdecydowanie broni dojrzałości, która w ostatnim dziesięcioleciu zeszła do podziemia.

Wydaje się, że dziś dojrzałość nie jest tym samym, czym była dla naszych rodziców czy dziadków, bo tożsamość człowieka początku XXI wieku znacząco różni się od tożsamości w czasach Erika H. Eriksona (por. tekst „Osiem etapów rozwoju dojrzałej osobowości”, s. 18). Wówczas trzeba było odpowiedzialnie wybrać pewne wartości, a trwałość tego wyboru i jego konsekwentna realizacja – wierność wartościom – były wyznacznikiem i zarazem miarą osiągniętej tożsamości. Dziś to nie stałość, ale właśnie zmienność, zdolność do podążania za przemianami świata, a w jeszcze większym stopniu za własnymi zmieniającymi się pragnieniami i potrzebami zdaje się charakteryzować dojrzałą tożsamość. Z punktu widzenia Eriksona współczesny, wychodzący naprzeciw światu człowiek tkwi w stanie przedłużającego się moratorium (czytaj „Moratorium czyli tożsamość w kryzysie”, s. 21), próbuje wciąż czegoś nowego i podąża ku nowym celom. Jeśli tylko jest w tej zmienności spójność i konsekwencja, to ta zmienność nas rozwija, sprawia, że życie jest ciekawe, wciąż nowe i inspirujące. To nie zdolność do trwania i wierność wartościom, ale raczej zdolność...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI