Mądre rządy sobą

Na temat Ja i mój rozwój

Są tacy, którzy bez końca oddają się marzeniom. I tacy, którzy je po prostu realizują. Ci pierwsi sami stają sobie na drodze do marzeń, ci drudzy mają w sobie sprzymierzeńca w ich spełnianiu. Jak mądrze zarządzać sobą, by osiągnąć to, na czym nam naprawdę zależy, żyć tak, jak chcemy żyć?

„Teraz zrobiła się wielka wolność wyboru, mnóstwo prac do wybierania, przebierania, a przy tym wszystko kruche i nietrwałe” – tak w jednym z wywiadów diagnozuje nasze czasy wybitny socjolog i filozof prof. Zygmunt Bauman. I jako przykład podaje Dolinę Krzemową, gdzie zatrudnia się najlepszych z najlepszych, samą śmietankę ekspertów wyznaczających rytm światowego postępu. Przeciętna długość zatrudnienia wynosi tam... osiem miesięcy.

Żyjemy w epoce płynnej, niestabilnej rzeczywistości, w pogoni za „więcej, szybciej, lepiej”. Wokół wciąż wiele bodźców, które nas kuszą, rozpalają emocje, rozpraszają. Aby się w tym nie zagubić i osiągnąć cel, na jakim nam zależy, nie wystarczy już sama inteligencja – tej zapewne nie brakuje elicie technologicznej z Doliny Krzemowej. Psychologowie, między innymi prof. Roy Baumeister z Florida State University, wskazują drugi, równie niezbędny warunek i wyznacznik życiowego sukcesu: zdolność samoregulacji, czyli zarządzania sobą i kierowania swym postępowaniem w taki sposób, że potrafimy osiągnąć to, na czym nam naprawdę zależy. Na czym ta umiejętność polega?

Wiele się na nią składa. Dzięki niej rozumiemy to, co w nas się dzieje i potrafimy wykorzystać tkwiące w nas możliwości. Dostrzegamy szanse, jakie się wokół pojawiają.
Mądrze stawiamy sobie cele, nie zwlekamy z ich realizacją. Ale też potrafimy się wycofać z bezskutecznych wysiłków. Akceptujemy te z własnych ograniczeń, na które wpływu nie mamy. Próbujemy zmienić te właściwości – przekonania, nawyki – które zmienić można. Dostosowujemy sposób reagowania i strategie działania do zmieniających się okoliczności. Potrafimy – jeśli tego wymaga cel – powstrzymać impuls (na przykład chęć nagadania szefowi), przezwyciężyć pokusę (zjedzenia ciasteczka albo odłożenia pracy na później). Jesteśmy w stanie sami siebie zachęcić, gdy motywacja słabnie, przymusić się do czegoś, na co specjalnie ochoty nie mamy (dieta, wkuwanie słówek), ale co finalnie umożliwi nam osiągnięcie czegoś dla nas istotnego (atrakcyjna sylwetka lub praca za granicą).

Tak naprawdę to wszystko składa się na sztukę życia. Dzięki niej umiemy cieszyć się życiem nawet gdy, jak się wydaje, dostaliśmy od niego kiepskie karty – jak Gaja Staroń, która urodziła się bez rąk i nogi, a uwielbia rysować i zna cztery języki, w tym chiński; albo Nick Vujicic, któremu brak czterech kończyn nie przeszkodził w napisaniu bestselleru Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń. Jak im się udaje tak funkcjonować? Potrafili akceptować emocjonalnie to, czego się zmienić nie da. „Ręce mi nie odrosną, ALBOWIEM nie jestem jaszczurką” – powiedziała kiedyś Gaja do wścibskiego czterolatka. Zamiast tego skupili się na tym, czego chcą i co mogą osiągnąć w tych warunkach, w jakich przyszło im żyć. Nick Vujicic pisze w swojej książce: „Podróżuję po całym świecie, mobilizując miliony napotkanych ludzi do odważnego stawiania czoła przeciwnościom, tak by z wiarą, nadzieją i miłością realizowali marzenia”.

I zarządzamy sobą właśnie po to, by realizować swoje marzenia. Oczywiście to złożony proces, tak jak złożony jest każdy z nas. A w zasadzie zbiór różnych procesów. Do wielu z nich nie mamy świadomego dostępu. Łatwo tu o potknięcia i pułapki. Jak ich uniknąć? Jak opanować sztukę zarządzania sobą?

My mamy mózg czy... mózg ma nas

Przez lata kupowałam eleganckie buty, w których potem i tak nie chodziłam, choć cały czas sądziłam, że kiedyś na pewno je włożę. Mój sposób myślenia dobrze tłumaczy teoria dysonansu poznawczego. Według niej tworzymy racjonalne wyjaśnienia (Na pewno kiedyś takie buty będą mi potrzebne.) własnych irracjonalnych zachowań (kupowanie kolejnej pary eleganckich butów) po to, aby uchronić własną samoocenę i przekonanie, że podejmujemy słuszne, racjonalne decyzje. Choć od lat badam i wyjaśniam, jak ludzie racjonalizują swoje irracjonalne zachowania, to jednak nie dostrzegłam tego typu zachowań u siebie. Bo przecież wszyscy racjonalizują – z wyjątkiem mnie.

Ta dwoistość naszego funkcjonowania (działanie versus opisywanie świata) od kilkudziesięciu lat budzi ogromne zainteresowanie psychologów. Efektem tej dwoistości jest pułapka, w którą często wpadamy: ulegamy iluzji, że prowadzi nas czujny kierowca, a tymczasem auto wiezie nas samo, po utartych koleinach.

Przez wiele wieków Ja było utożsamiane ze świadomą aktywnością poznawczą. Uważano, że świadome, autonomiczne Ja dokonuje wyborów, podejmuje decyzje, jest sprawcą i autorem naszego życia. Wyniki badań z ostatnich dekad podważyły tę wizję i zaowocowały zakwestionowaniem przez niektórych autorów wolnej woli. Benjamin Libet, badacz świadomości, pokazał na przykład, że mózg wie (bo za pomocą neuroobrazowania można zaobserwować charakterystyczny potencjał gotowości), że mamy zamiar coś zrobić, np. czytać głośno pojawiające się na ekranie słowa, kilkaset milisekund wcześniej nim ta informacja stanie się dostępna naszej świadomości. Czyli prawdą jest to, co pisał Jerzy Konorski, słynny neurofizjolog i badacz odruchów warunkowych: „To nie my mamy mózg, to mózg ma nas”.

Badania neuroobrazowania mózgu potwierdzają tezy o odrębności systemów regulujących nieświadome i świadome przetwarzanie informacji. Neurobadacze Melvyn Goodale i David Milner w książce Mózg wzrokowy opisali pacjentów z uszkodzeniami mózgu, które spowodowały u nich utratę wzroku. Gdy pokazano im różne figury geometryczne, świadomie ich nie widzieli. Nie widzieli też w ścianie otworów o różnych kształtach. Gdy jednak proszono ich, by włożyli figury do otworów, bezbłędnie trafiali w odpowiednią dziurę. Zjawisko widzenia mimo ślepoty (blindsight) jest przykładem dychotomii między wiedzą potrzebną do działania a świadomością potrzebną do opisu świata.

Niektóre struktury mózgu „wiedzą” o naszych zamierzeniach, zanim je sobie uświadomimy. Ten przedziwny wszechwiedzący program mózgu przestaje jednak działać w niektórych schorzeniach. Słynne badania Benjamina Libeta dowiodły, że gdy mamy zamiar coś zrobić, np. wyciągnąć rękę, to na kilkaset milisekund wcześniej pojawia się charakterystyczny potencjał gotowości. Co ciekawe, tego czasowego wyprzedzenia nie stwierdzono w patologiach: mózgi pacjentów psychotycznych, mających omamy słuchowe, nie „ost...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI