Nadzieja na życie

Rodzina i związki Praktycznie

Nadzieja na życie Wiele kobiet nie chce odpuścić starań o dziecko ani na miesiąc – boją się, że będzie coraz gorzej. A na płodność wpływa wiele czynników. Jednym z nich jest poczucie radości, zadbanie o relację z partnerem. Zaś w czasie stresu płodność spada, bo organizm czuje, że coś jest nie tak i nie ma wtedy siły na dodatkowego człowieka - przekonują Joanna Kwaśniewska i Justyna Kuczmierowska.

Dr Joanna Kwaśniewska jest psychologiem, pracuje na Uniwersytecie SWPS. Jest specjalistą w zakresie stymulowania kreatywności, zajmuje się też psychologicznymi aspektami płodności.

Justyna Kuczmierowska jest psychologiem i psychoterapeutką, specjalizuje się w tematyce niepłodności. Założyła Fundację Instytut Nadziei, jej celem jest wspieranie osób zmagających się z niepłodnością oraz popularyzowanie wiedzy na temat źródeł i konsekwencji niepełnosprawności. Z Agnieszką Doboszyńską napisały książkę Nadzieja na nowe życie.

Dorota Krzemionka: – Kiedyś problemem było, by nie zajść w ciążę, a teraz co szósta para boryka się z problemem niepłodności. Dlaczego?
Joanna Kwaśniewska: – Wśród przyczyn niepłodności możemy wyróżnić czynniki kulturowe, psychologiczne i medyczne. Do tych pierwszych należy odwlekanie ciąży. Kobiety odkładają poczęcie dziecka do czasu, gdy zdobędą wykształcenie, będą miały dobrą pracę i męża, który jest świetny, dużo zarabia...

A w wolnej chwili jeszcze zajmie się dzieckiem...
Justyna Kuczmierowska: – Oczekiwania wobec ojca dziecka są mocno wyśrubowane. Ostatnie lata dały kobiecie poczucie, że ma kontrolę nad płodnością i wydaje się jej, że może odroczyć czas poczęcia w nadziei, że gdy już będzie gotowa i różne warunki będą spełnione, to spokojnie zajdzie w ciążę.

Czasem ta nadzieja okazuje się daremna.
Joanna: – Tak, bo jednym z czynników wpływających na płodność jest wiek. Kiedyś ciąże pojawiały się spontanicznie i trzeba było to wyzwanie podjąć. Dziś najczęściej poczęcie dziecka wiąże się z decyzją, świadomym planowaniem. A nigdy nie ma dobrego momentu na tak wielką zmianę w życiu, jaką jest pojawienie się dziecka.
Trudno jest zdecydować, że to właśnie teraz.
Justyna: – Tym bardziej że świat daje dziś złudne poczucie, że na wszystko mamy wpływ. Żyjemy w kulturze instant: nie chcesz – nie masz, chcesz – masz. Co więcej, uważamy, że wszystko nam się należy. Są kultury, w których dziecko jest przywilejem, darem od losu, od Boga. W naszej kulturze jest traktowane jako coś, co nam się należy. Mamy do niego prawo.

A gdy nie mogę się go doczekać, mam poczucie krzywdy...
Joanna: – Często jest to pierwsza porażka w życiu kobiet, które dotąd odnosiły sukcesy, pierwsza rzecz, z którą nie mogą sobie poradzić.
Justyna: – Co więcej, często sądzą, że im bardziej się przyłożą, postarają, napracują, tym większa szansa na sukces. A w przypadku starań o dziecko takie podejście nie zawsze przynosi
owoce.
Joanna: – Drugą stroną tego podejścia jest brak akceptacji wszystkiego, co jest poza naszą kontrolą, na przykład tego, że ciało zmienia się z wiekiem, odmawia posłuszeństwa, że mamy słabości. Takie tematy schodzą w cień i stają się tabu.

To, o czym mówimy, wpisuje się trochę w ostatnią kampanię społeczną: „Zdążyłam zrobić specjalizację, być w Paryżu i Tokio... A nie zdążyłam zostać mamą”.
Justyna: – Ta kampania może być krzywdząca. Ukazuje brak dziecka jako wybór kobiety, wręcz jej winę. Nie wszystkie kobiety doświadczające niepłodności odwlekały macierzyństwo. Nie bierze się w niej pod uwagę wielu innych czynników, niezależnych od kobiety, jak trudne doświadczenia z dzieciństwa albo kłopoty natury medycznej.

Przekaz posługuje się stereotypami: kobieta, która odniosła sukces zawodowy, musi za to płacić deficytem w życiu osobistym, a tylko dzieci dadzą jej szczęście.
Joanna: – Tak, pokazuje się macierzyństwo jako konflikt wartości. Bohaterka stawia pracę i pieniądze ponad dziecko i rodzinę. Sukces jest dla niej ważniejszy, co nie zawsze jest prawdą. Wiele kobiet pragnie dziecka, ale chcą mu dać dobry dom i dostatnie życie. Pracują, by mu to zapewnić.
Justyna: – Być może jako dzieci doświadczyły ubóstwa i próbują to sobie zrekompensować. Niewątpliwie w podjęciu decyzji o macierzyństwie nie pomagają wysokie oczekiwania wobec współczesnych kobiet. Trudno jest im spełniać się zarówno zawodowo, jak i w rodzinie.
Joanna: – Gdy studiowałam psychologię, zastanawiałam się, jak moje życie ma wyglądać. Przeczytałam wywiad z Wojciechem Eichelbergerem, w którym mówił, że dobrze, by kobieta była spełniona, zrealizowała swoje cele, a potem dopiero zajęła się rodzeniem dzieci. Ale tu pojawia się konflikt, bo płodność u kobiety jest największa po 18. roku życia, a ona potrzebuje jeszcze kilku lat, by spełnić swoje ambicje, zdobyć wykształcenie. To mnie przekonało, by nie czekać zbyt długo. Gdy miałam 28 lat, stwierdziłam, że już pora. Myślę, że wiele kobiet tak myśli.
Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich dekad. Kiedy w 1980 roku na V roku studiów poszłam rodzić, byłam jedną z pierwszych mam na roku. Na sali porodowej okazało się, że jestem najstarszą pierwiastką. Miałam 23 lata!
Joanna: – Ja zaś usłyszałam od pani doktor: „oj, pani to jest już starą pierwiastką”. Byłam w szoku. Choć miałam 28 lat, nie myślałam tak o sobie. Tym zdaniem lekarka zaszczepiła we mnie niepokój, że za późno się za to zabieram. To nie ułatwiało sprawy.
Justyna: – Jak wynika z badań, tak...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI