Nastroje na stroje

Na temat Ja i mój rozwój

Przykryj ciało, by działało - radził Jan Sztaudynger. I rzeczywiście działa: i ciało, i przykrycie. Wabi, kusi, zdradza nas, bywa orężem, drugą skórą, obiektem kultu i wyrazem tożsamości. Ubranie. Co o nas mówi? Jak nas zmienia?

Dr hab. Piotr Szarota jest psychologiem, profesorem nadzwyczajnym w Instytucie Psychologii PAN, autorem m.in. książek: Anatomia randki; Od skarpetek Tyrmanda do krawata Leppera oraz Uśmiech: instrukcja obsługi. Ostatnia jego książka Wiedeń 1913 jest nominowana do Nagrody Nike.

Dorota Krzemionka: – Leopold Tyrmand pisał w swoim Dzienniku 1954: „Uważam, że ubranie jest najbardziej zewnętrzną emanacją charakteru, indywidualności, zalet i wad, że mówi mnóstwo o człowieku, o jego stanach psychicznych, o jego usposobieniu, marzeniach i tęsknotach”.
Piotr Szarota:
– Ponad pół wieku przed nim podobną myśl wyraził jeden z ojców założycieli naukowej psychologii, William James. Uważał, że ze stroju wiele można się dowiedzieć o osobie. W listach analizował styl ubierania się swych kolegów. Sam miał skłonność do strojów nieformalnych, choć niepozbawionych pewnej ekstrawaganckiej elegancji. Można przypuszczać, że tak się wyrażał jego indywidualizm, a zarazem ciepło i bezpośredniość.

Jaka jest prawda zawarta w przysłowiowej skarpetce Tyrmanda? Co naprawdę mówi o nas strój?
– Chyba dużo mniej niż mogłoby się wydawać Tyrmandowi. Jak napisał w 1908 roku jeden z bohaterów mojej książki o Wiedniu, architekt Adolf Loos, „dla człowieka nowoczesnego ubranie to rodzaj maski. Jego osobowość jest tak bogata, że nie można jej już wyrazić za pomocą stroju”. A poza tym, jak to badać?

Prosto: poprosić osobę, by ubrała się w jakiś sposób i zobaczyć, jak będzie oceniana.
– Takie badania prowadziła w Wielkiej Brytanii Efrat Tseëlon, która pytała kobiety, co chciały wyrazić poprzez swój ubiór. Następnie robiła im zdjęcia i pokazywała osobom badanym, a one odgadywały, co kobieta ze zdjęcia chciała wyrazić swoim strojem. Badania nie przyniosły spójnych i jednoznacznych wyników. Choć mamy pewne intuicje odnośnie tego, co strój mówi o kimś, to okazało się, że dwie opowieści – kobiety, która się ubrała w pewien sposób, i ludzi, którzy ten strój oglądali – dość słabo do siebie przystawały.

Albo uczestniczki nieumiejętnie dobrały środki, nie były biegłe w posługiwaniu się językiem stroju, albo... ten język jest bardzo wieloznaczny.
– Raczej to drugie. Ubranie często jest traktowane – i słusznie – jako komunikacja niewerbalna, która z natury jest mniej precyzyjna i dużo bardziej wieloznaczna niż komunikacja werbalna. Poza tym ktoś może używać jej z mniejszą lub większą biegłością. Badania nad znaczeniem ubioru prowadzone są z dwóch perspektyw: obserwatora albo aktora, gdy analizuje się konsekwencje takiego lub innego stroju dla noszącej go osoby. Tych pierwszych badań jest znacznie więcej. Sprawdzano na przykład, na ile strój podejrzanego lub ofiary wpływa na przypisywanie im winy lub współodpowiedzialności. Jane Workman i Elisabeth Freeburg z Southern Illinois University pokazały, że w przypadku kobiety zgwałconej na randce przypisana jej współodpowiedzialność rosła w miarę, jak skracała się spódnica, w którą była ubrana, przy czym niewielkie nawet różnice długości spódnicy powodowały duże zmiany w ocenie współodpowiedzialności. Ciekawe, że dotyczyło to zarówno ocen mężczyzn, jak i kobiet.

Jak widać ryzykownie jest nosić mini. Z kolei jeśli chcemy wydać się inteligentni, warto włożyć okulary.
– Już w połowie XX wieku G. R. Thornton twierdził, że okulary wpływają na przypisywaną komuś inteligencję, pracowitość i uczciwość. Jak jednak pokazały badania Stuarta McKelviego z Bishop’s University w Kanadzie, ludzie noszący okulary oceniani są także jako nudni i nieśmiali. Ogólne wrażenie zależy też od kształtu oprawek. Jak pisał Michał Zaczyński, ekspert od mody, „Gdyby Jan Kulczyk założył okrągłe oprawki, na podstawie wyglądu można by go było posądzić o sympatie socjalistyczne. A to dlatego że – zdaniem specjalistów od wizerunku – okrągłe oprawki »zmiękczają twarz«, a także nadają jej wyraz dobroduszności”. Nie przypadkiem taki kształt oprawek upodobali sobie Janina Ochojska, Jurek Owsiak i siostra Małgorzata Chmielewska.

Czego na pewno możemy dowiedzieć się o kimś na podstawie jego stroju?
– Najłatwiej jest odczytywać proste treści. Na przykład, jeśli ktoś jest zapięty pod szyję, ubiera się zachowawczo, to sądzimy, że cechuje go tradycjonalizm, konserwatyzm. Z kolei ktoś rozpięty, bez krawata, ubrany kolorowo – wydaje się raczej otwarty, liberalny. Ale to boleśnie powierzchowne intuicje. Strój mówi natomiast sporo o statusie społecznym – to ważny komunikat na przykład w biznesie. Istnieje cała literatura o tym, jak buty mogą nas zdemaskować.

Albo zegarek nie dość drogi...
– Odczytanie tego kodu ubioru wymaga dużej wprawy. Ludzie należący do elity finansowej od razu rozpoznają „uzurpatora”. To, co komuś wydaje się szczytem elegancji, dla „wtajemniczonego” może okazać się kompromitacją, bo to nie ten zegarek, źle dobrany krawat albo garnitur kupiony w zwykłej sieciówce. Ubiór mówi też wiele o tym, jak młodzi się czujemy. Kiedyś były ścisłe kody, jak można się ubierać mając ileś lat.

W trakcie wesela o północy wkładano pannie młodej czepiec, z rozpuszczonym warkoczem mężatka nie chodziła...
– A wdowy już do końca życia nosiły się na czarno. Jeszcze pół wieku temu kobieta po pięćdziesiątce stawała się starszą panią. Teraz zdarza się, że matki i córki pożyczają sobie nawzajem ubrania. Strój też mówi, a przynajmniej mówił, o płci osoby. Jeszcze w latach 60. szokowało, gdy dziewczynka przyszła do szkoły w spodniach – dziś trudno w to uwierzyć, ale w takich wypadkach wzywano rodziców! Teraz, za sprawą dyskusji o tzw. ideologii gender, pewne wątki wracają. Ostatnio rozbawił mnie felieton z „Naszego Dziennika”, który kończy się apelem: „śliczne Panie porzućcie genderową modę, bądźcie jeszcze śliczniejsze i wróćcie do sukien, spódnic, sukienek”.

Mimo wszystko kobietom w stroju wolno więcej.
– Rzeczywiście, normy bardziej ograniczają teraz mężczyzn. Wprawdzie Karpiel-Bułecka wystąpił kiedyś na scenie w spódnicy, w klimacie estradowym takie zabawy z łamaniem konwencji są jednak dopuszczalne. Co innego na ulicy – mężczyzna, przynajmniej polski, boi się kolorów. Łatwo zapominamy, że dopiero XIX wiek wyrugował tęczowe kolory z ubioru męskiego, odtąd ten strój miał kojarzyć się z powagą i prestiżem. Ale spójrzmy na portrety mężczyzn z XVIII wieku, na znanym obrazie Bacciarellego król Stanisław Poniatowski z dzisiejszej perspektywy wygląda prawie jak drag queen.

Strój bywał – czy nadal bywa? – deklaracją światopoglądu i narzędziem walki z systemem politycznym. Na przykład kolorowe skarpetki Tyrmanda...
– Albo pierwotnie dżinsy. Bikiniarze – świadomie lub nie – wybierając ubiór, wybierali światopogląd. Początkowo mógł to być wyraz indywidualności, nonkonformizmu, ale wpisywał się w to też pewien kontekst polityczny. W otoczeniu, gdzie wszystko było szare i takie samo, odmienności nie tolerowano – nawet wśród artystów. Siłą rzeczy odmienny ubiór stawał się deklaracją ideologiczną czy wręcz buntem wobec systemu. Teraz też można walczyć z pewnymi szablonami, choćby genderowymi, ale trudno uznać, że kobieta, która nosi spodnie, coś dzisiaj manifestuje. Choć całkowita rezygnacja z makijażu będzie już wyrazistą wypowiedzią.

Czy strój, który nosimy, wpływa na nas? Jak zmienia nasze zachowanie? Innymi słowy, co wynika z badań prowadzonych w drugiej perspektywie – aktora?
– Zwykle nie badano tego wprost, ale wystarczy wspomnieć klasyczne eksperymenty z psychologii społecznej, aby zobaczyć, jak bardzo ubiór zmienia nasze zachowanie. Studenci w eksperymencie więziennym Philipa Zimbardo ulegli znaczącej przemianie. Na pewno sprzyjał temu strój: „strażnicy” dostali mundury, okulary lustrzanki i pałki podkreślające władzę, odpowiednio ubrani zostali też „więźniowie”. W obu przypadkach stroje redukowały świadomość własnej niepowtarzalności i dopasowywały do grupy. Z kolei biały fartuch, jaki nosił eksperymentator w eksperymencie Stanleya Milgrama, podkreślał jego autorytet nawet wtedy, gdy wydawał niemoralne polecenia, sprzyjał także posłuszeństwu osób badanych.

Można powiedzieć, że największy – pod względem liczby uczestników – eksperyment społeczny przeprowadził przed laty Mao Zedong, ubierając cały wielki naród w jednakowe uniformy. Łatwiej było kierować ludźmi pozbawionymi w ten sposób tożsamości. W jakimś sensie podobnie działa moda, choć nie do końca. Jak mówi krawiec w dramacie Sławomira Mrożka: „Moda rządzi nami. Ale co to jest moda? Każdy chce nosić na sobie coś takiego, co noszą wszyscy, ale jednocześnie, czego nie ma nikt inny”.
– Niemiecki socjolog George Simmel w swojej Filozofii mody, wydanej 110 lat temu, trafnie zauważał, że w przypadku osób podążających za modą mamy do czynienia z dwiema tendencjami: z jednej strony z potrzebą dostosowania się, konformizmu, a z drugiej – z pragnieniem, by się wyróżnić. To dobry klucz do zrozumienia, jak się ubieramy. W krajach konserwatywnych, takich jak Polska, silniejsze jest pragnienie dostosowania się, bo gdy ubieramy się odmiennie niż ulica, to wystawiamy się na ocenę, na spojrzenia raczej karcące, rzadziej pełne podziwu.

Ale dostosowując się, próbujemy zachować indywidualność...
– Przełamać normy. Ktoś może ubierać się konserwatywnie, w korporacyjny garniturek, a zarazem subtelnie przemycać jakąś kontrabandę, grać dodatkami, np. oryginalną szpilką do krawata albo ekstrawaganckimi spinkami, które pokazują, że „jestem sobą, nie tylko szeregowym korpo-pracownikiem”. Z jednej strony pokazuje, że pasuje do swego środowiska, a z drugiej strony odróżnia się trochę. I dzięki temu pozostaje sobą, choć musi być trochę konformistą. Oczywiście w instytucjach militarnych, jak wojsko czy policja, nie ma miejsca na indywidualność. Podobnie w systemach totalitarnych, jak reżim chiński. Choć nawet tam był podobno margines swobody, który dawała podszewka chińskiego mundurka – w tym względzie można było sobie poszaleć.

Ale tylko do wewnątrz...
– I tylko wobec garstki zaufanych. A gdy pojawiała się służba bezpieczeństwa, trzeba było zapinać guziki, oni nie tolerowali żadnych przejawów indywidualizmu. Mao miał żołnierską przeszłość, sam służył w armii i wiedział, jak bardzo mundur potrafi zmienić człowieka.

Mundur wzmaga tendencję do podporządkowania się. A kolor czarny?
– Kojarzy się z agresywnością. Mark Frank i Thomas Gilovich z Cornell University wykazali, że gracze hokeja i futbolu amerykańskiego ubrani w czarne stroje częściej są karani za przewinienia podczas gry. Początkowo sądzono, że wynika to z nieadekwatności ocen sędziów, którym czarny kolor – przynajmniej w kontekście rywalizacji sportowej – stereotypowo kojarzy się z agresywnością, dlatego automatycznie częściej przypisują przewinienia graczom w czerni. Okazało się jednak, że sprawa jest bardziej złożona. Zawodnicy noszący czarne stroje rzeczywiście grali ostrzej, więc sędziowie mieli podstawy, by surowiej ich oceniać. Ale znów trzeba uwzględnić wpływ kultury. Sefik Tiryaki z Mersin University pokazał, że w Turcji piłkarze w czarnych koszulkach wcale nie otrzymują więcej
upomnień.

Dla kogo się ubieramy? Dla siebie? Dla innych kobiet czy dla mężczyzn? Wiadomo, że ubiór bywa wabikiem...
– Badania z nurtu psychologii ewolucyjnej pokazują, że preferencje kobiet co do ubioru zmieniają się w zależności od dnia cyklu miesiączkowego. W dni płodne preferują bardziej seksowne stroje, odsłaniają więcej ciała. Tak działa biologia, a kultura stwarza – bądź nie – możliwość wyrażania tego strojem. W Iranie czy Arabii Saudyjskiej odsłanianie ciała jest oczywiście niemożliwe. Poza tym zgodnie z psychologią ewolucyjną kobiety ubierają się, by znaleźć partnera, ale przecież chcą wyglądać atrakcyjnie także wtedy, gdy nie są już w wieku rozrodczym.

Nadal wabią, przecież życie seksualne po pięćdziesiątce nie ustaje. Czy ubiorem można poprawić sobie samopoczucie?
– Można dzięki niemu zyskać pewność siebie, podkreślić status. Ubierając się w coś, czasem wbrew naszym przyzwyczajeniom, nie tylko robimy lepsze wrażenie na innych, ale sami czujemy się pewniej. Albo przeciwnie, ubiór może być tak niezgodny z tym, co jest naszym codziennym stylem, że czujemy się w nim jak w przebraniu i nasza elokwencja, poczucie humoru i wdzięk nagle zamierają.

I spada wiarygodność. Jacek Kuroń przebrany w garnitur – tracił.
– Jego dżinsowe ubranie przyjmowano jako wyraz stosunku do świata, luzu, bezpośredniości.

Oraz podkreślenie, że nie należy do establishmentu. Czy tego chcemy, czy nie, oceniamy innych po ubiorze. Po klapach marynarki – jak mawiał Leopold Tyrmand.
– Myślę, że każdy z nas ma jakieś własne zdanie na temat czyjegoś ubioru, niezależnie, czy znamy się na modzie, czy nie. Z wielką pewnością wyrażamy się o tym, jak ktoś wygląda. Tu każdy czuje się znawcą.

Piotr Tymochowicz, specjalista od kreowania wizerunku, twierdzi, że można zmienić image człowieka, jego ubiór, ale osobowości nie zmienimy. Czy rzeczywiście można, np. ubiorem, wykreować czyjś wizerunek?
– W jakichś granicach zapewne tak. Ale musi być jakiś szkielet, na którym budujemy, coś, co ktoś w sobie już ma, a my tylko dodajemy nowe elementy. Wtedy rośnie szansa, że to się powiedzie.

Czyli raczej retusz, wydobycie atutów, które ktoś posiada. Trudno było wykreować Andrzeja Leppera na męża stanu...
– I czy miało to sens? Podobnie jak w przypadku Jacka Kuronia ta ewolucja wizerunku nie przyniosła wzrostu popularności. Populista, specjalista od blokad drogowych w szytym na miarę garniturze i drogim obuwiu zaczął tracić wiarygodność oraz elektorat.

Czasem jednak z populizmu się wyrasta. Zmienia się też nasz wygląd i ubiór. W książce Od skarpetek Tyrmanda po krawat Leppera przywołuje Pan przykład Jerzego Grotowskiego, który z tęgiego pana w garniturze „o wyglądzie proboszcza na urlopie” przemienił się w zarośniętego hippisa. Z czego takie przemiany wyglądu mogą wynikać?
– Czasem jest to związane z nową rolą społeczną, na przykład wejściem w świat show-biznesu. Bywa, że oglądając zdjęcia medialnych gwiazd sprzed kilku lat, przecieramy oczy, nie wierząc, że to ta sama osoba. Czasem za zmianą, jak w przypadku Grotowskiego, kryją się głębsze przeżycia, przewartościowania, zmiana widzenia siebie w świecie i samego świata.

Zmiany wewnętrzne znajdują wyraz w naszym wyglądzie?
– W jakimś stopniu tak, choć bywają osoby, które wydają się być jak zaczarowane – od szkoły średniej do wieku średniego prezentują się wciąż tak samo, nie zmieniają się, swojego „stylu”. Można w takim przypadku mówić o takim niepokojącym zamrożeniu wizerunku.

Czego to może być wyrazem? Lęku przed przemijaniem, chęci zatrzymania upływającego czasu?
– Albo nieadekwatnej autopercepcji. Fryzury z lat 80. wyglądają fajnie na filmach, ale dziś ktoś czeszący się w ten sposób staje się reliktem, budzącym rozbawienie bądź współczucie.

Ubranie staje się drugą skórą. Bywa, że wchodzimy w czyjąś skórę, zakładając ubranie tej osoby. W filmie Wajdy „Wszystko na sprzedaż” jest scena, gdy Daniel Olbrychski pojawia się w kożuchu nieobecnego aktora i słyszy: „Skórę z niego zdarłeś!”. Czego wyrazem może być noszenie ubrania „po kimś”?
– Może to być wyraz identyfikacji, zafascynowania tą postacią, może też oznaczać symboliczną więź, gdy nosimy pamiątki po kimś, pierścionek czy rękawiczki.

Maska, jak dowodzą antropolodzy, pozwalała zyskać atrybuty, które uosabiała. Czy podobną rolę pełni ubranie?
– Strój zawsze pomaga wejść w rolę, wiele jednak zależy od tego, czy do nas pasuje. W cudzej skórze możemy wyglądać po prostu śmiesznie.

Co jest charakterystycznym elementem Pana stroju?
– Chyba nie mam czegoś, co bym stale nosił. Nie lubię wchodzić w mundury. A jeśli już, to bez krawata, za to z elementem dystansu, choćby w postaci kolorowych skarpetek. Może za dużo czytałem Tyrmanda. 

Jeśli chcesz podzielić się opinią na temat rozmowy, napisz do nas (dorota.krzemionka@charaktery.com.pl).


***

Szczupły ideał
Ideał kobiecego ciała nieustannie chudnie. Dlaczego?
Wyjaśnić to można walką o status. W społecznościach cierpiących na niedostatek żywności w cenie były ciała obfite. Im wyższy był status kobiety, tym więcej ciała miała. W krajach rozwiniętych dostęp do żywności nie jest problemem, trudno natomiast zachować szczupłą sylwetkę – im wyższa pozycja kobiety w tych krajach, tym jest ona szczuplejsza. Badania Wiesława Baryły potwierdziły, że u kobiet waga ciała ujemnie koreluje z wykształceniem (mierzonym w latach nauki), w przypadku mężczyzn brak takiego związku.Mężczyźni preferują umiarkowanie szczupłe kobiety. Kobiety wciąż się odchudzają, bo sądzą, że panowie wolą te wyglądające na niedożywione.

Oprac. na podst. B. Wojciszke, Psychologia społeczna, Scholar, 2011

Magiczne wcięcie
Króliczki „Playboya” stają się coraz szczuplejsze, a mimo to zachowują proporcję 0,7 obwodu talii do obwodu bioder. Wcięcie w talii uwodzi każdego mężczyznę. Co się w nim kryje?
Wcięcie jest wskaźnikiem zdrowia kobiety i jej wartości reprodukcyjnej. Rzeczywiście, badania dowodzą, że wcięcie w talii sygnalizuje prawidłowy poziom estrogenu, a jego brak wiąże się z ryzykiem cukrzycy i nadciśnienia. Oczywiście nie chodzi o świadome kalkulacje. Widząc kobietę o sylwetce zbliżonej do gitary, mężczyzna nie myśli: „O, z nią odniosę sukces rozrodczy”, ale nie wiedzieć czemu taka kobieta go pociąga.
Panie z kolei, by się przypodobać panom, robią wiele, by to wcięcie uzyskać. Kiedyś katowały się gorsetami albo usuwały sobie najniższe żebro (były to pierwsze operacje plastyczne). Dziś odchudzają się, podkreślają talię paskiem.

Oprac. na podst. B. Wojciszke, Psychologia społeczna, Scholar, 2011

Piękne jest dobre?
Wbrew mądrości ludowej, która mówi: „nie szata zdobi człowieka”, badania Judith Langlois dowodzą, że oceniamy innych na podstawie opakowania.
Ba, robią tak nawet małe dzieci. Dlaczego?
Wyjaśnieniem mogą być trzy efekty, trzy mechanizmy rządzące naszą percepcją. Pierwszy to efekt aureoli: uroda sama w sobie jest przyjemna i promieniuje na ocenę pozostałych cech osoby. Drugi to działanie stereotypu. Wygląd jako widoczny staje się podstawą do klasyfikowania ludzi na kategorie, a każda zawiera szereg cech psychicznych. Stereotyp osoby atrakcyjnej składa się przeważnie z cech pozytywnych. Gdy widzimy ładną osobę, przypisujemy jej zawarte w stereotypie zalety.
Trzecie wyjaśnienie zakłada, że wygląd osoby jest podstawą jej afektywnego oznakowania – pozytywnego w przypadku osoby urodziwej. To oznakowanie działa jak wstępna hipoteza na temat tej osoby, a następnie mimowolnie dążymy, by sobie ją potwierdzić – interesujemy się jej zaletami i korzystnie dla niej interpretujemy niejednoznaczne zachowania.

Oprac. na podst. B. Wojciszke, Psychologia społeczna, Scholar, 2011


 

POLECAMY

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI