Ojciec winny za mamuśkę?

Rodzina i związki Praktycznie

Najłatwiej oskarżyć matki, że kastrują synów, ale to ojcowie - znikając z życia dzieci - zostawiają je na pastwę mamusiek! - to jeden z komentarzy do artykułu o relacjach synów z matkami. Temat wywołał burzę.

Choć temat październikowego numeru „Charakterów” poświęcony był relacjom między synami a matkami, to jednak w lawinie listów i maili od Czytelników dominowały pytania o rolę ojca i wpływ jego nieobecności na te destrukcyjne zachowania matki. „Oczywiście, warto brać pod lupę te wszystkie matki płaczące, kastrujące, wiecznie kontrolujące, wymagające pocieszania lub wielbienia ze strony synów. Warto pokazywać, jakie są tego konsekwencje – synowie, którzy nigdy nie dorosną, agresywni, playboye...

Tylko że te mamuśki osaczające coraz bardziej, rozwijają swoje macki dlatego, że na horyzoncie nie ma mężczyzny, ojca, który wytyczyłby im granice, pokazał synowi najlepsze męskie cechy i sam wprowadziłby go w świat męskiego odważnego serca. Nie ma, bo sam się wymiksował z rodziny” – napisała Monika z Lublina.
Wśród licznych maili pojawiły się również wypowiedzi psychologów i psycholożek. Jedna z nich uważa, że nie ma sensu zatrzymywać się nad tym, „jak to niedobrze mają synkowie «zdradzeni» przez ojców – alkoholików, tyranów, bokserów i pozostawieni «niedobrym» matkom na wychowanie, które nic innego nie robią, tylko odreagowują frustracje na synach i wpędzają ich w patologie. Robią z nich kaleki, uwodzą, kastrują, a nawet «upupiają» (?!) i jeszcze – o zgrozo! – wszystko im wybaczają”. Autorka listu proponuje natomiast: „zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, że tatuś odszedł, psychologowie powinni raczej wspierać i edukować matki, które samodzielnie wychowują synów (najczęściej nie z własnego wyboru) – jak ich wychowywać najlepiej bez uczestnictwa ojca, np. jakie filmy, literaturę proponować, na jakie zajęcia wysyłać, jakie tematy poruszać”.

Innego zdania jest Hanna, psycholog i terapeuta, która napisała, że tekst „Synowie z matką wyswatani” oraz rozmowa „To nie jest miłość, tylko znęcanie” z październikowego numeru „Charakterów” dotykają samego sedna problemu. „Ja też żyłam w cieniu tego problemu. Znam wszelkie patologie z życia z mężczyzną, najmłodszym synkiem nadopiekuńczej mamusi, abnegatem, który goniąc nieustannie za przygodą, w pewnym momencie usunął dom w niepamięć. Moi synowie wówczas dorastali. Okres, w którym ojciec powinien być największym wzorem, niezastąpionym autorytetem, stał się dla nich niczym niewypełnioną pustką. Pierwszą życiową pustką.

A ja? Choć z natury poukładana, oceniana jako poprawna realistka, pogubiłam się w swoich rolach. Nadal pełniłam rolę matki, ale coraz częściej dopadała mnie myśl, że muszę zagospodarować pustkę po ojcu. Ja, kobieta i matka, weszłam w rolę mężczyzny – ojca. Wyjeżdżałam z synami na narty, wycieczki, stałam się nadopiekuńcza, dyktowałam, jak mają się ubierać i jakie filmy mogą oglądać. Niejednokrotnie robiłam z siebie ofiarę – użalałam się nad sobą jako samotną matką,...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI