Szklana pułapka półpancerna

Nałogi i terapie Praktycznie

Uzależnienie to choroba fazowa. Człowiek się rodzi w jakimś konkretnym środowisku, i ta genetyka jest oczywiście ważna jako potencjalna predyspozycja. Następnie coś tam ćwiczy – jeden picie, drugi hazard, trzeci dragi. Jeden dłużej, inny krócej.

Potem jest chwila ciszy, potem jest ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy, ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy itd. Chciałam zobaczyć, co się dzieje z uzależnionymi i współuzależnionymi w tych trzech fazach – mówi Lubomira Szawdyn.

"Co ty tu robisz? – spytał Pijaka, którego zastał siedzącego w milczeniu przed baterią butelek pełnych i baterią butelek pustych.
– Piję – odpowiedział ponuro Pijak. – Dlaczego pijesz? – spytał Mały Książę. – Aby zapomnieć – odpowiedział Pijak. – O czym zapomnieć? – zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć. – Aby zapomnieć, że się wstydzę – stwierdził Pijak, schylając głowę. – Czego się wstydzisz? – dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc. – Wstydzę się, że piję – zakończył Pijak rozmowę i pogrążył się w milczeniu...”

Powyższy cytat z Małego Księcia Antoine’a Saint-Exupéry pokazuje sytuację bez wyjścia, w jaką wpada każdy uzależniony. Ale najpierw jest przyjemność. Wszak kieliszek wina, dobry papieros, drobna wygrana w kasynie czy zakup nowego ciuszka umila nam życie, rozluźnia, pozwala zapomnieć o codzienności i stresie. Dążenie do łagodzenia cierpienia i wywoływania uczucia przyjemności jest jednym z podstawowych mechanizmów rządzących życiem każdego człowieka. Dlatego też tak chętnie sięgamy po substancje zapewniające tę przyjemność. Sięgamy coraz częściej, bo przecież nic niestosownego nie widzimy w tym, aby – choć na moment – doznać uczucia przyjemności. W poszukiwaniu przyjemności nie dostrzegamy granicy, po przekroczeniu której zwykła czynność sprawiająca nam przyjemność staje się uzależnieniem. Nie wiemy zazwyczaj, kiedy i jak to się stało, że kieliszek wina, niewinny, zapewniający relaks, zamienia się w codzienny przymus picia, bez którego obyć się nie sposób, przez który sami cierpimy i cierpią także inni. I – tak jak w przypadku Pijaka z Małego Księcia – pozostaje wstyd i chęć zapomnienia o wstydzie poprzez dalsze picie... Czy z tej pułapki można znaleźć wyjście?

Jolanta Białek: – Wydaje się, że uzależnieni toczą ciągłą grę – z samym sobą, ze swoimi bliskimi, bliscy z nimi. Na czym polegają te gry?
Lubomira Szawdyn: – Rzeczywiście, Eric Berne i Virginia Satir pisali o family games, alcoholic family games. To, co się dzieje w rodzinie alkoholika, na zewnątrz, dla patrzących z boku wygląda jak gra. Natomiast moje badania i doświadczenia życia zawodowego pokazują co innego. To nie jest games. To jest autentyk. Bo co to jest gra? Gra jest wtedy, gdy robię coś, aby wygrać. Wszystko jedno czy w chińczyka, czy w ruletkę, czy manipulując zespołem ludzi, zawsze na końcu jest myśl o wygranej. Coś inwestuję, niekoniecznie muszę stawiać żetony, czasami swoją wiedzę, swój spryt, system manipulacyjny – jak zwał, tak zwał. Ale mam na końcu cel: wygrać. Natomiast w uzależnieniach celem jest przetrwanie. Z pozoru wygląda to jak gra, a tak naprawdę jest to sytuacja bycia razem ze sobą ludzi chorych zamiennie fazowo. Gdy rozpoczynałam pracę z uzależnionymi, nic nie wiedziałam na temat tej choroby. W poradniach przeciwalkoholowych – tak to się wtedy nazywało – przyjmowało się pacjentów, rozpoznawało się morbus alcoholicus, dawało się anticol i mówiło: „Panie Józiu, nie pij pan, bo panu to szkodzi”. I tyle. Fucha po prostu cudowna, bo nic nie trzeba było robić. W związku z tym nikt nie wiedział, czym jest alkoholizm. A ja byłam młoda, miałam misję, chciałam pomagać. No, ale żeby pomagać, musiałam zrozumieć, musiałam poznać tę chorobę. W pokoju nad łóżkiem na słomiance powiesiłam papier pakowy i narysowałam sobie schemat-hipotezę, że być może ta choroba tak wygląda.

– Potwierdziła się Pani ta hipoteza?
– Tak, to jest choroba fazowa. Człowiek się rodzi gdzieś, w jakimś konkretnym środowisku, i ta genetyka jest oczywiście ważna jako potencjalna predyspozycja. Następnie coś tam ćwiczy – jeden picie, drugi hazard, trzeci dragi, czwarty coś innego. Jeden ćwiczy dłużej, inny krócej. W końcu dochodzi do ciągu. Jest ciąg, np. opilczy, potem jest zespół odstawienia, bo musi być, bywa krótszy lub dłuższy. Potem jest chwila ciszy, potem jest ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy, ciąg, zespół odstawienia, chwila ciszy itd. Chciałam zobaczyć, co się dzieje z uzależnionymi i współuzależnionymi w tych trzech fazach. A co mogłam obserwować? Tylko behaviour – zachowania i emocje.

[nowa_strona] – Ale żeby ten eksperyment miał wartość, to chyba musiała Pani obserwować pacjentów w ich własnych domach, w ich środowisku?
– Oczywiście. Byłam w prawie pięciu tysiącach domów od 1976 roku do stanu wojennego. Po „Dobranocce” kładłam swoje dzieci spać i szłam na Ochotę, w moją dzielnicę. I ile trwał ciąg, to ja tyle dni sępiłam w tych domach, w przedpokoikach, w kuchniach, na taborkach, na podłodze sypiałam, żeby zrozumieć. Bo ja tego nie rozumiałam. O co tam chodzi? W głowie mi się nie mieściło, jak można być bitą i siedzieć w tym biciu, w tym smrodzie i jeszcze trzymać w tym własne dzieci. I zobaczyłam, że tam nie ma games. Jeżeli jest ciąg – jakikolwiek, czyli ktoś jest w szale zakupów, w szale grania, w jakimś tam swoim świecie, to odchodzi od nas, mówi „pa” i wchodzi cały w swój świat uzależnienia, bez kombinowania, które jest podstawą gry.

– Czy to nie jest gra, gdy mąż przychodzi podpity czy pijany i tłumaczy, że były urodziny szefa, albo że tylko jedno piwo, albo że koledze urodziła się córeczka? I opowiada ze szczegółami, i cały spektakl odgrywa?
– Nie rozumiem, jaka tu jest gra? Wszystkie uzależnienia opierają się na kłamstwie, ale są też kradzieże i inne przestępstwa, aż po morderstwo. Ale to kłamstwo jest głównie z tego powodu, żeby się wybielić, wyczyścić, żeby nie było tego gadania itd. Kłamiemy na ogół ze wstydu i z lęku przed odpowiedzialnością, ale ten lęk i wstyd są prawdziwe do bólu, to nie jest gra.

– A gdy żony udają, że nic się nie dzieje, ukrywają przed sąsiadami pijanego męża, pakują walizki, a potem je rozpakowują, to nie jest to gra?
– To też chciałam zobaczyć. Jak ci uchlani wchodzą do domów, co się wtedy dzieje? Bo też słyszałam, że żony tak się wstydzą, że niemal wciągają ich do mieszkań, żeby sąsiedzi nie słyszeli. Od innych słyszałam, że wprost przeciwnie, że wyrzucają walizki, każą spać na klatce. Chciałam to zobaczyć, bo co innego zobaczyć, a co innego tylko o tym słyszeć. No i rzeczywiście było i tak, i tak. Było i tak, że jak zapity mąż zwalił się nad ranem do domu, to żona obierała go z bonów peweksowskich, z dolarów, z zegarka, z obrączki, ze wszystkiego, co miało jakąś wartość. A rano, gdy już wychodziłam, to słyszałam, jak ona jego skacow...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI