Zagracone gniazdo

Rodzina i związki Praktycznie

Coraz częściej dorośli jak najdłużej chcą zostać dziećmi. Są fizycznie i prawnie dojrzali, świetnie wykształceni, wydawałoby się perfekcyjnie przygotowani do samodzielnego życia, a mimo to... nie chcą wyfrunąć spod skrzydeł rodziców. Dlaczego?

Wydaje się, że to było wczoraj. Rodzice, pełni obaw, zapakowali bagażami samochód i zawieźli Hanię do wielkiego miasta. W wynajętym mieszkaniu pomogli jej rozpakować się, dali ostatnie wskazówki oraz kartę do bankomatu i... odjechali. Od tej pory Hania przez pięć lat żyła życiem względnie niezależnym. Niby na garnuszku rodziców, ale z dala od ich kontrolującego wzroku. Studiowała.

Rodzice dość szybko przyzwyczaili się do ciszy i spokoju, jaki zapanował w rodzinnym domu. Wreszcie mieli czas dla siebie. Zaczęli chodzić do kina w środku tygodnia. Znów trzymali się za ręce. W weekendy z radością witali Hanię i z jeszcze większą radością odprowadzali ją w niedziele po południu na pociąg. Ale ten okres minął nadspodziewanie szybko. Hania nie została w wielkim mieście, nie znalazła pracy w trakcie studiów, rozstała się z chłopakiem. Po pięciu latach względnie niezależnego życia wróciła do punktu wyjścia – do rodzinnego domu, znów pod skrzydła rodziców. Sfrustrowana, że jej się nie udało.

Wieczne dzieci

Według danych Eurostatu z 2010 roku aż jedna trzecia kobiet i aż 40 procent mężczyzn w wieku 25–34 lata mieszka z rodzicami (średnia europejska – odpowiednio 20 i 32 proc.). W badaniu Eurobarometr z 2007 roku wśród powodów aktualnego stanu rzeczy młodzi wymieniali złą sytuację ekonomiczną (44 proc. ankietowanych uważało, że nie jest w stanie się utrzymać), wygodę (16 proc.) oraz fakt, że nie mają rodziny, więc zakładanie własnego gniazda jest bez sensu (7 proc.).

Tych, którzy nie mogą, nie chcą lub nie potrafią wyrwać się z rodzinnego gniazda media nazwały dorosłymi dziećmi (kidadults) lub „generacją bumerang”. Psychologowie, opisując relacje rodzinne tego typu, mówią o „zagraconym gnieździe” – to termin, którym posługuje się m.in. prof. Helen L. Bee w książce Psychologiczny rozwój człowieka.

W cywilizacjach pierwotnych i społeczeństwach słabo rozwiniętych dojrzałość biologiczna równa się dojrzałości społecznej – ktoś, kto osiągnął tę pierwszą, jest uznawany za zdolnego do pełnienia wszelkich ról społecznych. Inaczej jest w społeczeństwach opisywanych jako wysoko rozwinięte, jak nasze. Tu mamy do czynienia z nowym trendem: z opóźnionym dojrzewaniem. – 13 lat to wiek, kiedy młody człowiek może sam zasięgnąć porady lekarskiej. Zgodnie z prawem piętnastolatki mogą już podejmować kontakty seksualne. Ale dopiero od 18. roku życia młodzi mogą zawierać małżeństwa – argumentuje prof. Andrzej Jaczewski, specjalista z dziedziny medycyny i pedagogiki na swoim blogu Cicer cum caule.

Według niego współcześnie mamy do czynienia z rozszczepieniem dojrzewania na niepokrywające się części: dojrzałość biologiczna osiągana jest coraz wcześniej, a ekonomiczna i społeczna coraz później. Dr Carl Pickhardt, psycholog amerykański, autor wielu książek o dorastaniu i dojrzewaniu, uważa, że około 9–13. roku życia dziecko powinno przejść proces separacji. Stopniowo powinno przestawać identyfikować się z rodzicami i zacząć się usamodzielniać. Zrezygnować z bezpieczeństwa i zależności, które wiążą się z byciem dzieckiem, na rzecz niepewnej początkowo dorosłości. Separacja jest niezbędna, by zyskać niezależność. – Niestety, to proces trudny i bolesny. Trzeba bowiem zrezygnować z korzyści płynących z bycia dzieckiem. Dorastające dziecko płaci za niezależność lękiem przed nieznanym – uważa dr Pickhardt.

Im bardziej dziewczynka lub chłopiec przywiązani są do wygodnego dzieciństwa, sympatycznego towarzystwa rodziców zaspokajający...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI