I po zabawie…

Psychologia i życie Otwarty dostęp

Jest dziedzina, w której kobiety osiągnęły, niestety, pełne równouprawnienie: mogą pić alkohol tak jak mężczyźni. I piją! Jednak płacą za to znacznie wyższą cenę niż panowie. Czy jest dla nich ratunek?

Nasze babki i prababki z pewnością miałyby czego zazdrościć Polkom Anno Domini 2019. Z pewnymi tylko wyjątkami mamy prawo – tak samo jak mężczyźni – robić, co chcemy, nie pytając nikogo o przyzwolenie. 

Możemy zatem chodzić do szkoły, wykonywać dowolne zawody, posiadać konta w banku, wybierać sobie mężów, a nawet wymieniać ich na lepszych, albo zakładać rodzinę bez... mężczyzny. Możemy nie tylko podróżować bez przyzwoitki, lecz także chodzić same do barów i nikt nas za to nie wyrzuci poza nawias społeczeństwa. Doprawdy: rzecz nie do pomyślenia 100 lat temu. 

I jest jeszcze coś – możemy publicznie, jawnie pić alkohol tak często i tak dużo, jak chcemy. Jak mężczyźni. Możemy, więc pijemy. Typowo męskie przypadłości sprzed lat – patologiczne alkoholizowanie się i uzależnienie – zaczęły dotykać coraz więcej kobiet, a nawet już dziewczynki. Odnotowują to statystyki we wszystkich krajach naszego regionu. Tylko patrzeć, jak i tu zostanie osiągnięte całkowite równouprawnienie. Niestety.

Według statystyk Europejki konsumują już 30 proc. całego spożywanego alkoholu i mniej więcej 5–7 proc. pijących kobiet ma dość szybko poważne problemy zdrowotne, rodzinne, zawodowe i społeczne. 
Z moją superwizorką policzyłyśmy pacjentów z ostatniego roku, którzy zgłaszali się z problemem alkoholowym. Ona miała ok. 30 proc., a ja prawie 75 proc. kobiet. Ona pracuje w placówce odwykowej, ja konsultuję prywatnie i najczęściej to właśnie kobiety szukają u mnie porady. Dane GUS i PARPA (Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) potwierdzają, że we współczesnej Polsce, w dużych miastach, wśród kobiet o średnim i wysokim statusie materialnym problem alkoholowy narasta. Pokazuje to film Kingi Dębskiej „Zabawa, zabawa” – jego bohaterki to pani prokurator, lekarka, studentka. Piją szampana albo białe wino, albo wódkę. Ale każda z nich straciła już nad tym kontrolę. 

Cztery pokolenia

Czy problem dotyczy tylko środowisk wielkomiejskich, tych „z wyższej półki”? Osobiście przekonałam się, że nie. Minionego lata w ramach projektu „Teatr Polska” przez kilka miesięcy jeździłam po małych miastach ze spektaklem „Gardenia” Elżbiety Chowaniec w reżyserii Wojciecha Urbańskiego. Opowiada on o przekazywaniu alkoholizmu i przemocy domowej na przykładzie poruszającej historii czterech pokoleń kobiet z jednej rodziny. Po każdym przedstawieniu rozmawiałam z publicznością. Dyskusje ciągnęły się nieraz do późnej nocy. Widzowie wspominali, często łamiącym się głosem, ciężkie przeżycia z alkoholowych rodzin swego dzieciństwa. Pamiętam kobietę, która powiedziała wprost: – Ta sztuka to o mnie. Ja byłam tą trzecią matką. Ale przeszłam leczenie w ośrodku, wstąpiłam do AA i już osiem lat nie piję. Zawdzięczam to córce, która sama poszła na terapię DDA, jak ta najmłodsza bohaterka sztuki – i nie odpuściła mi, dopóki nie zgłosiłam się po pomoc.

Czy – jak w „Gardenii” – pić zaczyna się zawsze z nieszczęścia? Czy alkoholizm matki musi przenieść się na córkę? Pytania ciekawe, zjawisko też. Poznajemy je coraz lepiej między innymi dzięki badaniom naukowym, głównie amerykańskim, ale w ostatnich dekadach prowadzonym również przez polskich badaczy. Na przykład dr hab. Małgorzata Dragan z Uniwersytetu War...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI